Recenzja filmu

Strajk (2006)
Volker Schlöndorff
Katharina Thalbach
Rafael Remstedt

Blaszany bębenek człowieka z marmuru

Agnieszka Kowalska, główna bohaterka <b>"<a href="http://strajk.filmweb.pl/" class="n">Strajku</a>"</b>, inspirowana jest osobą Anny Walentynowicz, ale ma też sporo wspólnego z Mateuszem
Agnieszka Kowalska, główna bohaterka "Strajku", inspirowana jest osobą Anny Walentynowicz, ale ma też sporo wspólnego z Mateuszem Birkutem. Niegdyś przodownica pracy, przechodzi przez etap rozczarowania, aby następnie całkowicie świadomie przeciwstawić się władzy. O ile jednak Andrzej Wajda starał się w "Człowieku z marmuru" i "Człowieku z żelaza" uchwycić na gorąco ówczesną rzeczywistość, Volker Schlöndorff dokonuje po latach jej specyficznej mitologizacji. Specyficznej, bowiem jego film pełen jest elementów groteskowych, przerysowanych, wyolbrzymionych. Nie przypadkiem w napisach początkowych "Strajk" zostaje określony mianem "Ballady o historycznych przemianach". Rytm opowieści, przypominającej gawędę snutą przez robotników podczas fajrantu, wyznacza muzyka Jean-Michela Jarre'a, zlewająca się z fabrycznymi odgłosami. Stoczniowe maszyny, stojące w dokach okręty, ogromne dźwigi i żurawie wyglądają jak machiny nie z tego świata. Wrażenie obcości i poczucie absurdu dodatkowo wzmacnia montaż, na przykład w znakomitej sekwencji, w której niczym w kalejdoskopie zmieniają się odrapane szyldy z hasłami rodem z instrukcji BHP i marksistowskich podręczników. Agnieszka grana przez Katharinę Thalbach mogłaby być starszą siostrą Oskara Mazeratha z "Blaszanego bębenka". Z owalnej twarzy patrzą ogromne, lekko wyłupiaste oczy, uważne i naiwne zarazem. Trudno wyobrazić sobie inną aktorkę, której fizyczność równie dobrze odpowiadałaby przyjętej przez reżysera konwencji. Szkoda tylko, że filmową Agnieszkę trzeba było dubbingować. Pozostali aktorzy mówią swoimi głosami, co w efekcie wywołuje nieprzyjemny zgrzyt i odbiera głównej bohaterce wiele z nadanej jej przez Thalbach naturalności. Zirytowała mnie również końcowa scena, w której Agnieszka idzie wzdłuż plaży, za plecami ma stoczniowe dźwigi, a spoza kadru płynie jej komentarz na temat straconych szans i zadań na przyszłość. O ile sam obraz drobnej kobiety na tle wielkich maszyn mógł być celną puentą, o tyle dodany jakby na siłę komentarz jest nieznośnie patetyczny i przypomina szkolną rozprawkę na zadany przez nauczyciela temat. Jest tym bardziej zbędny, iż twórcy filmu postarali się o to, by już wcześniej w ich spojrzeniu na wydarzenia z sierpnia 1980 roku znalazł się gorzki przedsmak rozczarowań, jakie miały pojawić się po słodyczy zwycięstwa. Mimo tych zastrzeżeń "Strajk" pozostaje filmem intrygującym i wartym uwagi. Pytanie tylko, czy zaakceptuje go polska publiczność? Schlöndorff i jego współpracownicy nie trzymają się kurczowo faktów. Poza tym często odrzucają ściśle realistyczną estetykę na rzecz niemal hipnotyzujących obrazów. Tłum robotników protestujących w 1970 roku przeciwko podwyżkom cen wydaje się niemal płynąć nad stocznią, niesiony pełną stukotów i gwizdów muzyką Jarre'a. Czy jesteśmy gotowi na to, żeby wspominając grudzień '70 i "Solidarność" przestać myśleć o "Germinalu" Zoli i przyjąć perspektywę rodem z książek Guntera Grassa? Czy takie spojrzenie więcej ukazuje czy zasłania?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?